sobota, 18 lipca 2015

Lost River (2014)

Detroit. Miasto przemysłowego upadku. Opustoszałe gmachy fabryk i zniszczone domy. Tyle zostało po latach świetności tego miasta. Niegdyś siódme największe miasto Ameryki, dzisiaj miejsce, z którego się ucieka i do którego już nigdy nie wraca. Mroczne i pełne przemocy. Ulice, na których pozostało coraz mniej zamieszkanych domów. Niespełniony American Dream...




Lost River to reżyserski debiut Ryana Goslinga. W ubiegłym roku w Cannes został bardzo mocno skrytykowany. Recenzenci festiwalowi nie zostawili na Goslingu suchej nitki. Uznali m.in. że film jest „totalną katastrofą”.

Reżyser ma jakąś wizję. Chce przedstawić przeklęte miejsce, w którym jedni próbują przetrwać, inni natomiast uciekają w poszukiwaniu lepszego życia. Ci, którzy zostali, ledwo wiążą koniec z końcem, zajmując się zbieraniem i sprzedawaniem złomu czy występami w klubie nocnym.

Billy razem ze swoimi synami postanawia zostać. Aby spłacić dług za dom, jej syn Bones zmuszony jest zbierać miedź z okolicznych opuszczonych budynków, właściwie ruin. Wszystko to robi w tajemnicy przed groźnym i niebezpiecznym tyranem. Bully rządzi okolicą i nie waha się wyrządzić krzywdy każdemu, kto mu się sprzeciwi. Bankier Dave aranżuje krwawe przedstawienia przyciągające tłumy, dla których jest to jedyna rozrywka i możliwość oderwania się od przytłaczającej rzeczywistości. Billy, aby nie stracić dachu nad głową, bierze udział w jego „krwawym” przedsięwzięciu. Jedynie staruszka Belladonna zawiesza się w świecie swoich wspomnień, nie zwracając uwagi na to, co dzieje się tu i teraz. Niby mroczna opowieść, ale ukazana w dość trywialny sposób. Nieskomplikowana historia. 

Ryan Gosling jest zainspirowany innymi reżyserami. Bardzo mocno czerpie z twórczości Davida Lyncha. Można zarzucić reżyserowi epigonizm. Jednak nie jest to największy jego mankament. Brak zdecydowania, a co za tym idzie, za dużo różnych konwencji. Próba ich połączenia nie wyszła Goslingowi najlepiej. Nasuwa się pytanie, ile jest Goslinga w Goslingu? Co naprawdę chciał pokazać?

Wydaje mi się, że są w tym filmie pewne luki i jest to taki reżyserski zarys, a nie fabuła zaplanowana od początku do końca. Mam pewne wątpliwości, co autor ma na myśli. Nie wiadomo, co trzyma w tym miejscu bohaterów poza sentymentem, wspomnieniami, ale też uporem. Przecież wszystkie dotykające ich nieszczęścia są dziełem ludzi. Oszustwa i korupcja to główne przyczyny upadku Detroit.

Brakuje ciekawej historii. Są ładne obrazki, które bardzo dobrze przedstawiają upadek i dramat nie tylko tego miasta, ale także jego mieszkańców. Społeczne zepsucie. Jednak ewidentnie brakuje treści. Reżyser roztkliwia się nad pięknem rozpadu. W efekcie film może zawodzić, ale nadrabia muzyką. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz